niedziela, 19 lipca 2015

A może by tak zacząć doceniać?

Tragedia.

Koszmar ludzi mieszkających w blokach.

Stało się.

Wyłączyli wodę.

!!!

Taa, nie brzmi to przerażająco. Ba, te kilka godzin bez podłączenia wody to pestka.
Też tak myślałam.
Aż do godziny ósmej rano.

Wstałam podejrzanie wcześnie, otrzeźwiona przez dziwne sny, z lekka ociągając się. Uroki wakacji, nie ma się gdzie śpieszyć, nie trzeba za niczym biegać... Moment.
A kto ma dzisiaj ostatni termin składania papierów na studia?
A kto jeszcze nie kupił teczuszki na owe papiery?
A co za mądra istota nadal nie zrobiła sobie zdjęć do legitymacji studenckiej?
No kto?:))))

Jak się zerwałam z łóżka, tak nie minęła minuta aż dotarła do mnie wiadomość dnia, hit tygodnia - wyłączyli wodę. Nie byłby to taki gorący news, gdybym parę dni temu raczyła poświęcić uwagę małej karteczce wywieszonej na klatce schodowej, z informacją na temat prac remontowych (albo przynajmniej nie wyśmiewała po cichu sąsiadki, która chwaliła się ileż to baniaków wody nie trzyma na czarną godzinę). OK, nie ma sprawy, no problemo, damy radę.
Krok pierwszy, kuchnia. Wypadałoby coś zjeść, może nawet napić się herbaty. Zadowolona, dumna wręcz z wczesnej pobudki, wstawiam czajnik na gaz. Amm, nie tak szybko. Woda. Ni ma. Ni kropli.
Chyba wybiorę sok pomarańczowy.

Skoro trzeba zrobić zdjęcia do legitymacji, fajnie by było umyć zęby... Sięgając po wypełnioną w około 1/4 butelkę mineralnej, nie widziałam czy mam się śmiać czy może zapłakać (przynajmniej byłoby więcej wody)
Ząbki pół biedy, zaraz po nich przeżyłam niestandardowe mycie twarzy. Starałam się z jak najmniejszą stratą przelewać kilka razy po ociupince płynu na dłonie, coby nic się nie zmarnowało, a jeszcze zostało na dalsze zmagania. Po wszystkim przyszło mi płukać szczoteczkę w tak ekonomiczny sposób, że Grecja byłaby dumna.

Nie wspomnę o cieniu uśmiechu, jaki przemknął mi przez twarz gdy pomyślałam o ewentualnym umyciu naczyń.
Chociaż był to bardziej grymas zadowolenia z posiadania konkretnego argumentu by się przypadkiem nie przepracować.

Wszystko to odbyło się w groteskowym nastroju pośpiechu, bo nadal w głowie miałam tylko "niespóźnijsięautobuszdjęciapamiętajdomkumentyteczkateczkateczka"

Przechodząc jednak do sedna, sytuacja ta dała mi do myślenia, jak bardzo nie zwracamy uwagi na to, co wydaje nam się, że nie może być odebrane; jest tak podstawowym elementem, że nawet nie dostrzegamy jak dużą rolę gra w codzienności. Głupia woda, wystarczyło niezapowiedziane (hmm, niezapowiedziane tylko dla mnie...) jej zawieszenie, a wywołany został mały chaos. Co z ludźmi, którzy codziennie umierają z jej braku? Jak ogromny jest ich szacunek wobec każdej kropli, którą przelewamy bezsensownie.

Nie żebym była z zielonych, nie.

Raczej ta myśl prowadzi mnie to spojrzenia na inne aspekty, których nie doceniamy, bo wydaje nam się, że mamy je na zawsze. Praca, dom rodzinny, obecność niektórych osób, z rodziny czy przyjaciół, młodość. Konkretne chwile, wydające się być cudowną normalnością, tak odlegle nierealne, gdy do nich wracamy.

Gdyby każdy doceniał to, co ma na co dzień, gdyby naprawdę doceniał, w pełni się z tego ciesząc - nie byłby szczęśliwszy?
Takie zdrowsze spojrzenie na to wszystko, całe bogactwo, które Cię otacza, a o które co wieczór ktoś składa prośby.

"Co dla jednego jest podłogą, dla innych staje się sufitem"

Może więc czas porządnie stanąć na tej podłodze i z wdzięcznością zacząć budować piętro?

Ja tym czasem zacznę przychylniej (i bez śmiechu!) patrzeć na sąsiadki, dyskutujące ileż to wiader wody nie nabrały przed jej wyłączeniem.

2 komentarze: